Jak modlić się do Boga? (GB9)
Jak modlić się do Boga?
To dziewiąty wpis z tej serii. Zob. pierwszy: Dusza zapala się od duszy, jak świeca od świecy
Przesłanie 476, s. 140, t. I 1Gabriela Bossis, On i ja, Wyd. Michalineum, Wydanie IX poprawione, 2021, Za pozwoleniem Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z 10.10.1986.
Jezus: „Rozmawiasz z ludźmi i może myślisz o czym innym;
|
No cóż! Tu muszę bić się w piersi i przepraszać. Rzeczywiście, wiele razy tak się zdarzało. Inni, nawet ci bardzo pobożni mówili, że u nich dzieje się podobnie. Zdaje się, ludzie najczęściej modlą się wieczorem, ja również. Wieczorna modlitwa często jest tak rytualna, jak wieczorne mycie. To bardzo dobrze, jeśli uda się codziennie pomodlić.
Te najbardziej znane modlitwy każdy zna tak dobrze, że odmawia się je najczęściej mechanicznie. Znane jest powiedzenie, że „coś zna się na pamięć, jak pacierz”. I tu jest pewna pułapka. Człowiek cały czas o czymś myśli. I dopiero podczas snu jego mózg wypoczywa. Nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, że nasz mózg cały czas pracuje. Kiedyś (na jodze) uczyliśmy się „nie myśleć”, żeby oderwać mózg od myślenia, od myśli, żeby mógł odpocząć tak, jak podczas snu. Okazało się to dość trudne.
Dobrze by było zawsze skupić się na tym, co robimy. Ale u mnie tak bywa, że coś robię, a myślę o czymś innym. Co nie jest raczej wskazane. Podobnie jest podczas modlitwy. Wcale nie jest trudno odmawiać modlitwę i myśleć o czymkolwiek innym. Modlitwy znamy właśnie, „jak pacierz”.
Zatem, jeśli podczas modlenia się będziemy myśleć o czymś innym, to zdarza się, że powiemy „amen”, a nie wiemy, jak i kiedy upłynęły nasze modły.
Zdarzało mi się to dość często, gdy byłam zmęczona. Cały czas ziewałam, pacierz odmawiałam machinalnie, nie wiedząc co i kiedy wybrzmiało. Z czasem starałam się zapanować nad tym, dlatego zaczęłam zmieniać zestaw modlitw, a później nawet modyfikować ich treść. To bardzo pomagało. Wówczas musiałam się trochę skupić. Ale był problem ze zmęczeniem. Wiele razy obiecywałam sobie, że będę modlić się wcześniej, w ciągu dnia, ale to mi się nie udawało. Zawsze brakowało czasu. Wciąż były inne ważne sprawy, praca, rodzina, porządki, rozrywki itp., itd.
Zaczęłam zatem, moje modlitwy nieco modyfikować; włączałam jakąś modlitwę lub wyłączałam. Poznawałam nowe modlitwy. Rzadko czytałam coś z modlitewnika. Język, którym były (są) napisane, nie przemawiał do mnie. I to nie chodziło tylko o to, że niektóre modlitwy były napisane dawno, więc zawierały wyrazy, których już się nie używa. Niektóre sformułowania były (i są) sztuczne i dziwaczne i dlatego nie czułam tych treści, po prostu. Treść niektórych modlitw zmieniałam na słowa, które bardziej wyrażały mojego ducha i to, co czuję.
Postanowiłam też napisać swoje własne modlitwy. Mam ich nawet dość pokaźny zbiór. Z tym, że niektóre to są raczej wiersze lub wierszowana proza i one nie zawsze wyrażały stricte treść modlitewną. Chociaż, skierowane były do Boga, Jezusa, Ducha Świętego, do Matki Bożej. Zastanawiałam się więc, czy to jest poprawne, czy to może Bóg akceptować?
Od jakiegoś czasu zaczęłam próbować modlić się swoimi słowami, tak, jakbym mówiła do Boga. Jakby to był ktoś blisko i widział mnie.
Wtedy zawsze myślałam o tym, co mówię. Ale modliłam się też znanymi tekstami: Ojcze nasz, Zdrowaś Mario itp. I tu zdecydowanie było gorzej. Gdy przeczytałam przesłanie Gabrieli, że Pan Jezus nie chce, aby myśleć podczas modlitwy – rozmowy z Bogiem o czymś innym, to zdumiałam się, że to wręcz wskazówka dla mnie. Że już wcześniej tak pomyślałam.
Chociaż tłumaczyłam sobie, że przecież On to rozumie – nasze zmęczenie i brak skupienia z jakiegoś ważnego powodu, a nawet bez żadnego powodu. Wie, jak myśli uciekają od modlitwy.
W innych przesłaniach Gabrieli przeczytałam, że modlitwa może wyglądać zupełnie inaczej. Może to być zwyczajna rozmowa. Rozmowa, jak z kimś bliskim, jak w rodzinie, z przyjacielem. Ucieszyłam się, bo już dużo wcześniej w ten sposób mówiłam do Boga. Obawiałam się jedynie, czy Bóg uzna to za modlitwę? Gabriela podbudowała mnie, że Pan Jezus sam tego chce.
Pytanie tylko: czy rzeczywiście tak jest? I czy mogę mówić do Boga, jak do kogoś bliskiego, do kogoś z rodziny lub do przyjaciela?

Teraz modlę się swoimi słowami, mówię do Boga tak, jak do kogoś bardzo bliskiego, kto najbardziej mnie rozumie. Bardzo skupiam się na tym, bo inaczej przecież nie można. Jednak, nie porzuciłam rutynowych modlitw i czasami przeplatam nimi moje monologi.
Ale bywa i tak, że zastanawiam się, o czym mam Bogu powiedzieć? Nie chcę, żeby to były jedynie prośby, żeby nie zamęczyć Go prośbami. Wciąż próbuję pamiętać, że podobno Bóg wie, czego nam potrzeba i jeśli będzie uważał to za słuszne, da nam to. Ale jest też u Gabrieli takie przesłanie, gdy Jezus mówi, że możemy prosić o wszystko i nie bać się. Nawet, jeśli prosimy o coś niemożliwego.
Mam jednak z powyższą kwestią spory dylemat:
W pewnym przesłaniu Gabriela pisze, że Jezus oznajmił jej, że zwracając się do Boga można mówić o wszystkim i prosić o wszystko. Można mówić w rozmaity sposób i wszystko to, co chcemy. Ale już kilka razy spotkałam się w wypowiedziach osób duchownych z uwagą, że nie należy paplać byle czego. Wręcz, żeby nie „zagadać” Boga, że to niepotrzebne, a może nawet niewskazane. Zatem byłaby to duża sprzeczność.
To są oczywiście przesłania spisane przez Gabrielę, ale co jest tą najprawdziwszą prawdą? Tego do końca nie wiem. W tej kwestii, jak i w wielu innych.
Jak modlić się do Boga? Ojcze nasz
Z tych, które znamy – jest jedna modlitwa, powiedziałabym – doskonała. Ojcze nasz, to najstarsza modlitwa, jaką zaprezentował Jezus swoim uczniom (tak podają ewangeliści Mateusz i Łukasz). Na pytanie uczniów, jak mamy się modlić? Jezus odpowiedział:
„Ojcze nasz, któryś jest w niebie,
Święć się imię twoje,
Przyjdź Królestwo twoje,
Bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj,
I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom;
I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego;
Albowiem twoje jest Królestwo i moc, i chwała
na wieki wieków. Amen”.
I dodał:
„Bo jeśli odpuścicie ludziom ich przewinienia, odpuści i wam Ojciec wasz niebieski. A jeśli nie odpuścicie ludziom i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych” [Jan 17, 6; Mat. 7, 21; Łuk. 22, 42; Mat. 14, 15; 18, 21–35; I Kron. 29, 11–13; Jan 17, 11, 15; Mar. 11, 25, 26].
Dlaczego uważam, że modlitwa ta jest doskonała?
Pokazuje oddanie się Bogu i szacunek.
Pierwsze zdanie: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”
Określa do kogo się zwracam i gdzie ten Ktoś się znajduje. Chociaż Bóg jest wszędzie, również tu, na ziemi, ale mówiąc „któryś jest w niebie”, pokazuję, że wierzę, iż do Niego należy Niebo, a dokładnie „życie wieczne”.
„Święć się imię twoje”, tzn. niech Imię Twoje jest Święte, jest Świętością, tak chcę i zgadzam się na to.
„Przyjdź Królestwo twoje” – oznacza moją zgodę na panowanie Boga. Wszędzie, w niebie, na ziemi, we Wszechświecie. Ja chcę się poddać Jego władzy; zapewniam Boga, że akceptuję Jego władanie. [Raz piszę „twoje” małą literą, a innym razem wielką. I inne wyrazy, które określają Boga. Ktoś pomyśli, że to niekonsekwencja. Tak nie jest. Tekst modlitwy wzięłam z Biblii i przytaczam go tak, jak było to podane. A więc „twoje” małą literą, „niebo” również, ale „Królestwo” było napisane wielką literą].
„Bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi” – tu też wyrażam zgodę i nawet chcę, aby realizowała się wola Boga. I to nie tylko w niebie, ale i na ziemi. To znaczy, że mam do Niego bezgraniczne zaufanie. Że zrobi wszystko, jak najlepiej, utrzymując jednocześnie, że moja wola jest niedoskonała. Że rezygnuję z realizowania mojej woli na ziemi, na rzecz woli Bożej.
I tu lekko się „zacinam”. Dlaczego?
Powtarzam „bądź wola twoja … na ziemi”, ale bardzo często nie chcę się poddać woli Boga. Niby wiem, że robi wszystko doskonale i to wszystko, co dla mnie zaprogramował jest (powinno być) doskonałe. Jednak mnie to nie odpowiada, nie zgadzam się na wiele punktów z tzw. mojego losu, że chciałabym inaczej. Nie zgadzam się na cierpienie i ból, na niedostatki i wszelkie mankamenty mojego usposobienia itp., itd.
Czyli, jednocześnie zgadzam się i nie zgadzam się. Nieustannie zastanawiam się, jak pogodzić wolę Bożą z moją wolą, która podobno jest wolna. W rzeczywistości uważam, że tak nie jest. Mam takie przekonanie (to nie jest pewność), że moja wola jest nie-wolna.
„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”.
W tej prośbie zawiera się wszystko, czego potrzebuję. Mowa jest tylko o chlebie i to powszednim, zwykłym, ale on pozwala przeżyć. I wiadomo w domyśle, że gdy proszę o ten chleb, to jednocześnie proszę o wszystkie rzeczy potrzebne do mojej egzystencji. „Daj nam dzisiaj” podpowiada mi, że jutro powinnam znów się pomodlić i znów będę miała „chleb” na kolejny dzień itd.
„I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Tu proszę o odpuszczenie win, bo wyznaję, że jestem grzesznym człowiekiem. Zresztą Bóg „musiał” o tym wiedzieć, skoro przygotował taką sekwencję w modlitwie. W dalszym ciągu zapewniam Boga, że ja również odpuszczam swoim winowajcom, a jeśli tak, to i Ty mi też odpuść.
I tu znów się zastanawiam. Czy, jeśli mówię, że odpuszczam swoim winowajcom, to rzeczywiście to zrobiłam? A może niektórym osobom do końca nie wybaczyłam? I co to dokładnie znaczy, że odpuszczam winy moim winowajcom? Czy tylko brak odwetu? A może też niepamiętanie tego, co ktoś złego mi wyrządził? Czy należałoby się pozbyć wszelkich śladów doznanej krzywdy, czy tylko nic z tym nie robić i nie złorzeczyć?
„I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego”.
Rozumiem to tak, że proszę, aby Bóg nie podsyłał mi żadnych pokus. Takich pokus, które On sam uznaje za złe i w dodatku wie, że one mają na mnie wpływ. Że są kuszące i pożądane. Ale co jest tą „pokusą”, co może nią być – tego nie wiem dokładnie; niektóre kwalifikuję jako pokusę, a niektóre nie. Według swojego rozumu.
Czyli, nie podsyłaj mi pokus, ale zbaw mnie od (jakiegoś) złego. Co to znaczy? Co to jest ten „zły” lub „zło”? A „zbaw” do czego się odnosi? Może tu chodzi o wybawienie mnie z jakiegoś kłopotu, choroby, nieszczęścia – w sensie – spraw, abym uniknęła czegoś złego, co sama uznaję za złe dla mnie. Bo chyba nie chodzi tu o zbawienie człowieka w ogóle? Chociaż nie jestem pewna. Może chodzi o „zło” w sensie „złego ducha”, jakieś „złe moce”? (W religii powiedzieliby „szatana”).
Frazę tę „i nie wódź nas [Boże] na pokuszenie” tłumaczę sobie, że i tak Bóg ma władzę nad szatanem, nad wszelkim złem. I oczywiście nad ewentualnymi pokusami. Niektórzy ludzie obwiniają Boga za istnienie zła w świecie; takiego „zła”, jak każdy je rozumie. W tym kontekście mówią nawet, że Bóg jest okrutny, że nie interesuje się ludźmi lub że po prostu nie istnieje.
A kto stworzył pokusy? Jeśli one są, to może są po coś? I to nie musi być zaraz jakaś słabość czy chciwość. Nie jestem w stanie wytłumaczyć tego sobie, bo trzeba by odpowiedzieć na zbyt trudne pytania. Właśnie o „zło”, jego istotę, czym tak naprawdę jest, to po pierwsze. A po drugie, dobrze by było wiedzieć, czy każda pokusa jest zła i co jest tą prawdziwą pokusą, a co nie. Czyli, od czego uciekać, a na co można sobie pozwolić.
Pojawia się tu zbyt dużo niewiadomych, z którymi sobie nie mogę poradzić.
Jeśli ktoś szybko znajduje odpowiedź i wydaje mu się, że prawdziwie rozpoznał powyższe problemy, to może być w błędzie.
„Albowiem twoje jest Królestwo i moc, i chwała na wieki wieków. Amen”. Na koniec sekwencja, która w tej najpopularniejszej formie nie jest prezentowana czy odmawiana z modlitwą. Tak Panie Boże, proszę Cię, żebyś to zrobił dla mnie, bo Twoje jest Królestwo i moc i chwała i w dodatku – na zawsze. Czyli, że jesteś w stanie wszystko uczynić i masz taką moc, a nawet Wszechmoc[zob. Wpis: O Wszechmocy Boga].
Kilka lat temu została wysunięta pewna propozycja – chyba przez papieża – aby wers: „I nie wódź nas na pokuszenie” zmienić na: „I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”.
Wnioskodawca uzasadniał, że pierwsza wersja sugeruje, że to sam Bóg wodzi nas na pokuszenie.
Zdziwiłam się, że wnioskodawca ma wątpliwości, kto wodzi nas, ludzi na pokuszenie. I żeby nie obwiniać o to Boga, należy treść tego fragmentu zmienić.
Mój komentarz jest w tej kwestii negatywny. Treść modlitwy została podana przez Jezusa swoim uczniom, więc nie powinno się jej zmieniać. Poza tym – jak napisałam wyżej – modlitwa ta zapadła w pamięć „jak pacierz”, więc trudno będzie przyzwyczaić się do nowej treści.
Niektórzy wierzący (może większość) nie będzie widziała sensu w tej zmianie, ponieważ oni wcale nie doszukali się w tej frazie sprawczości Bożej. Za zło i pokusy obwiniają szatana czy jakiegoś złego demona. Jeśli Bóg coś takiego dopuszcza, to może jest to celowy zamiar, np. wypróbowanie człowieka?
Duchowni twierdzili, że tekst został niewłaściwie przetłumaczony. Czy rzeczywiście? Być może tak, podobnie, jak wiele innych treści biblijnych. Jednak niezależnie od tego i tak wszystko pozostanie dla nas ludzi niezrozumiałe, niepojęte i tajemnicze.
Wpisy o podobnej tematyce














