
Sprawiedliwy czy Miłosierny?
Obrazek: Sąd ostateczny, Hans Memling (1466 a 1473 r.)
Sprawiedliwy czy Miłosierny. Wpis na Święto Miłosierdzia
Przesłanie 700, 16 listopada 1939 r., t. 1, s. 210 lub 267, s. 54 (wybrane przesłania). Zob. pierwsze: Dusza zapala się od duszy
Napisane tu jest tak:
„Lękać się? Oczywiście trzeba się obawiać Moich sądów, Mego prawa, odczuwać lęk wobec wielkości Mojego Bóstwa. Ale w swoim odnoszeniu się do Mnie nie kieruj się bojaźnią. Jestem samą dobrocią, samą miłością, samym miłosierdziem. Zbliż się do twego Krzaka gorejącego: on płonie, nie spalając się”.
A przy „nie kieruj się bojaźnią” jest takie wytłumaczenie w przypisie (w trzytomowym wydaniu przypisy zostały pominięte): Dosłownie: „w swoim życiu”. Aluzja do 1 J 4,18. „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk… Ten zaś, kto się lęka nie wydoskonalił się w miłości”. To jest nawiązanie do treści pierwszego listu św. Jana Apostoła.
Gdy to przeczytałam, to też za wiele mi nie wyjaśniało. Ponadto, zdziwiłam się: czyżby Jezus mógł odnosić się (1939 r.) do treści, które pojawiły się w pierwszych wiekach n.e.? Czy też późniejsze treści tłumaczą słowa nauczającego Jezusa? Ale to znaczy, że ktoś inny (może też sama Gabriela?) ingerował w treść tego przesłania.
Słabo rozumiem to przesłanie. Z jednej strony człowiek powinien się obawiać, lękać wielkości Bóstwa, sądów prawa Bożego. A z drugiej strony, co jest wyraźnie napisane, nie odnosić się z lękiem do Pana Boga, nie kierować się bojaźnią.
Gdy zastanawiam się nad sobą, to uważam, że boję się Pana Boga. Boję się, że coś złego zrobię i mnie skarci, że ześle mi coś takiego, z czym sobie nie poradzę. Czyli jakiś rodzaj kary już za życia. Jednak zdecydowanie bardziej obawiam się, że jeśli Bogu nie będzie się podobała moja postawa, to będę miała kłopoty ze zbawieniem. Czyli chodzi o reakcję Boga wobec mojej duszy. Widzę bowiem, że tu na ziemi ani natychmiastowa, ani odległa kara za złe uczynki ludzi nie spotyka. Zatem, może Bóg rozlicza człowieka dopiero na końcu jego życia.

Ale może ja nieodpowiednio rozumiem stosunek Boga do człowieka
– bo niby skąd miałabym to wiedzieć?
Różni ludzie mówią (i tu Gabriela też pisze, może z podpowiedzi Jezusa?), żeby Boga się nie bać, że jest Miłosierny, że kocha wszystkich ludzi i wszystkim przebaczy, jeśli będą żałować za swoje winy. Czy to znaczy, że można wyrządzić każde zło i wystarczy tylko szczerze żałować? Ale czy na pewno tak jest? Czy może jakoś inaczej?
W tym przesłaniu jest wskazówka, żeby nie kierować się bojaźnią, ale wierzyć w Pana Boga i Go czcić. Żeby czcić Go przez miłość. Kochać i szanować przez miłość. [To chyba trochę masło maślane. Później muszę się jeszcze nad tym zastanowić i może coś zmienić, uzupełnić]. Może tu chodzi oczywiście o respekt, jaki trzeba mieć dla sądów Pana Boga. Brać to pod uwagę, że jest jakieś prawo Boże. I pamiętać o wielkości Boga. O tym, Kim jest Bóg. Nędza ludzka jest taka, że przed Bogiem trzeba by paść na kolana i bić czołem o ziemię.
Ale dalej Bóg mówi:
„Jestem samą dobrocią, samą miłością, samym miłosierdziem”.
Z tego by wynikało, że Pan Bóg nie każe kogoś za to, że źle postąpił. Ciekawe, jak odnosi się Bóg do kogoś, kto świadomie chce być zły. Kto świadomie wybiera złą regułę, według której postępuje, jakąś paskudną zasadę, którą kieruje się w życiu. Czasami to mogą być tylko przykre słowa, zdania obrażające kogoś. Najgorsze chyba jest to, jeśli ktoś świadomie i z premedytacją krzywdzi kogoś drugiego albo czyni jakieś inne zło, po prostu. Czy wtedy Bóg zamierza kogoś takiego ukarać? I w jaki sposób? Czy dla niego jest też samą dobrocią, samą miłością i samym miłosierdziem? I tu może zrodzić się pytanie: to w takim razie po co starać się być dobrym – co jest znacznie trudniejsze niż być byle jakim.
Jesteśmy słabi. Zauważyłam, że często ludzie, żeby poprawić swój nastrój, robią coś złego komuś. Czy jest im to do czegoś potrzebne? Czasem chodzi o drobne sprawy, ale niekiedy wyrządzają poważne zło komuś, żeby poczuć satysfakcję. Dlaczego tak jest? Dlaczego jest im to potrzebne? Nie wiem. Ale z przesłania wynika, że i takich ludzi Bóg kocha, skoro jest samą miłością i samym dobrem. To znaczy, że nie „odpłaca pięknym za nadobne”.
Jeśliby przyjąć te słowa o Miłosiernym Bogu – wyłącznie miłosiernym – za prawdziwe, to jak rozumieć Sprawiedliwość Boską? Rozum człowieka podpowiada, że:
Sprawiedliwy nie może być Miłosierny
I odwrotnie,
Miłosierny nie może być Sprawiedliwy
Te dwie kategorie charakterologiczne wykluczają się, są ze sobą sprzeczne. Gdyby się uprzeć, to pewnie można by w obu tych atrybutach Boga znaleźć coś wspólnego. W miłosierdziu odnaleźć jakąś sprawiedliwość oraz w sprawiedliwości jakieś miłosierdzie. Ale czy obydwa te atrybuty mogą występować u Boga jednocześnie i w tej samej wielkości?
Jeżeli Bóg wobec zbrodni będzie miłosierny i wybaczy zbrodniarzowi bez kary, to będzie niesprawiedliwy wobec osoby „świętej”, chyba że ją w jakiś sposób wynagrodzi. Czyli byłaby tu jakaś różnica: dla jednego nagroda, a dla drugiego, bez nagrody, choć i bez kary. Jeśli jednak Bóg byłby sprawiedliwy, to ukarałby odpowiednio do czynu zbrodniarza, a osoba „święta” mogłaby otrzymać jakąś nagrodę lub pozostać bez nagrody, bo przecież jest „dobra” dla swojego zbawienia. Czyli ma jakąś korzyść.
Przemyka mi przez myśl jeszcze jedna możliwość:
że w Miłosierdziu Bożym zawarta jest sprawiedliwość,
a w Sprawiedliwości Boskiej zawarte jest miłosierdzie.
Już nie będę się wypowiadała o sprawiedliwości dziejowej ani tym bardziej sprawiedliwości stosowanej przez sądy, bo to zwyczajnie nie jest sprawiedliwość! To tylko stosowanie prawa (przepisów prawnych) wobec jakichś czynów i osób je popełniających. Bez zastanawiania się, czy to jest sprawiedliwe? Moralne? Czy uwzględnia interesy pokrzywdzonych? Jeśli tego w sądach ktoś by się domagał, to będzie rozczarowany. |
Ale to nie jest sprawiedliwość ludzka, taka, jak ją ludzie rozumieją i stosują. My, ludzie, nie znamy wyroków Bożych i nie wiemy, jak może wyglądać sprawiedliwość Boska. Prawdopodobnie jest ona czymś innym, niż nam się to wydaje. Inna niż nasze pojęcie lub termin „sprawiedliwość”.
Podobnie jest pewnie z miłosierdziem. Miłosierdzie odnoszone jest zazwyczaj do Boga. Bardzo rzadko mówi się, że jakiś człowiek jest miłosierny. Częściej mówi się, że jest po prostu „dobry”, czyli uczynny, życzliwy, empatyczny itp. Oczywiście mówi się o miłości bliźniego, czyli słynne „kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”, co jest chyba dość rzadkie, jeśli nie odnosi się to do kręgów rodzinnych i ewentualnie przyjacielskich.
Poza tym, chyba trudno jest mówić o miłosierdziu ludzkim. Wydaje mi się, że miłosierdzie może być atrybutem kogoś wielkiego i wyjątkowego, potężnego i wspaniałego – kogoś takiego, jakim może być tylko Bóg. Istota dla człowieka niepojęta i nieodgadniona.
A zatem, dla mnie jest niemożliwe uchwycenie i rozumienie sprawiedliwości Boskiej, podobnie, jak Miłosierdzia Bożego. To temat do głębszego zastanowienia.
Słowa te, skierowane są oczywiście do Gabrieli, która twierdzi, że słyszy głos Jezusa. A ja jedynie próbuję sobie je zinterpretować, dla siebie. I przemyśleć mój stosunek do Boga. Może trzeba będzie coś zmienić, a może nawet wiele rzeczy? Może tylko niektóre?
Literatura
Gabriela Bossis, On i ja, Wyd. Michalineum, 2021, trzy tomy.
Gabriela Bossis, On i ja, Wyd. Michalineum, 1987, 393 notatki Gabrieli.
Ilustracje
Sąd ostateczny, Hans Memling, źródło: Wikimedia Commons
Wpisy o podobnej tematyce
